Nieduży,
szary budynek przy ul. Warszawskiej w Wołominie. Na ścianie pomalowane kolorowe
kwiaty, nad nimi logo Fundacji „Bezpieczna przystań” - dwie złączone dłonie.
Jedna pomagająca, druga potrzebująca wsparcia, wzięcia za rękę, poprowadzenia
we właściwym kierunku. Dwie dłonie, bo przecież razem bezpieczniej i można
więcej zrobić.
Drzwi
wejściowe prowadzą do przytulnego, przestronnego wnętrza. Zaraz za drzwiami
wisi sentencja, tak jakby motto przewodnie codziennej pracy: Jeśli nie możesz
mieć tego, co najlepsze, zrób najlepszy użytek z tego, co masz. I dlatego w
„Bezpiecznej przystani” starają się wykorzystać jak najlepiej to, co mają. A
poza wspaniałymi ludźmi mają naprawdę niewiele. Wiceprezes Fundacji „Bezpieczna
przystań” Bożena Mielczarek oprowadza po lokalu wynajmowanym od prywatnego
właściciela. - Tutaj jest łazienka, koniecznie musi być z prysznicem, obok
zaplecze kuchenne, gdzie dużo miejsca zajmuje akwarium z dwoma żółwiami. Dalej
pokój „biurowy”, zapełniony meblami od sponsorów. W ogóle dużo sprzętów to
prezenty od dobrych ludzi, na które raczkująca dopiero fundacja nie mogłaby sobie
pozwolić. Bo „Bezpieczna przystań” powstała zaledwie kilka miesięcy temu, a
pierwszy raz dzieci przyszły tutaj 1 września. Założyciele organizacji od
początku wiedzieli, że „Bezpieczna przystań” musi mieć swoją siedzibę, żeby
prowadzić świetlicę terapeutyczną. Musi mieć miejsce, które będzie prawdziwą
przystanią dla osób niepełnosprawnych i ich rodzin.
Marcin
będzie grzybem, a ja dużą myszą
Wracamy
do pierwszego pokoju, który ma różnorodne przeznaczenie, w zależności od
najpilniejszych potrzeb. Teraz przemienił się w pracownię krawiecką, w której
powstają stroje i dekoracje do przedstawienia „Zima razem trzyma”. Fundacja
pozyskała z wołomińskiego Starostwa środki na realizację projektu pod takim
samym tytułem. Przedstawienie odbędzie się już za dwa tygodnie, dlatego wszyscy
uczą się swoich ról i przymierzają kreacje. Już gotowe są kostiumy dla dwóch
grzybków, dla skrzatów i dużej myszy, która wystąpi w szarej sukience w
gustowną kratkę.
-
Marcin będzie grzybem, a ja chyba dużą myszą - mówi wiceprezes Bożena
Milczarek.
-
Dzisiaj pani będzie szyła strój dla wiewiórki, małej myszy i dziadka Mroza.
Zapytana,
w jaki sposób zrodził się pomysł o powołaniu „Bezpiecznej przystani”, pani
Bożena odpowiada: - Od wielu lat rodzice dzieci niepełnosprawnych starali się o
utworzenie takiego miejsca. Otwartej codziennie świetlicy, do której dzieci
mogą przychodzić z rodzicami, w której razem spędza się czas na różnorodnych
zajęciach. Bardzo ważne było wyciągnięcie osób niepełnosprawnych z domów,
zaproszenie do wspólnego działania, pokazanie, że wokół dzieje się tyle
ciekawych rzeczy, w których z powodzeniem mogą uczestniczyć. „Bezpieczna
przystań” jest otwarta dla wszystkich. Każdy może przyjść, posiedzieć w
rodzinnej atmosferze, wziąć udział w zajęciach, zjeść obiad, podzielić się
swoimi pomysłami. I przychodzą. Obecnie trzynaścioro niepełnosprawnych dzieci i
dorosłych wraz z rodzicami. Najwięcej z Wołomina, ale są także z Marek i innych
gmin powiatu. Ostatnio dzwoniła mieszkanka Zabrańca, położonego na końcu gminy
Poświętne, bardzo chciałaby, żeby jej córka uczęszczała tutaj na zajęcia. Ale
nie może dowieźć dziecka, bo nie ma samochodu, a do wsi, w której mieszka, nie
dociera ani autobus, ani pociąg.
Zebrać
tonę nakrętek
Początkowo
świetlica miała być otwarta trzy razy w tygodniu, ale życie zmieniło tamte
plany, bo zapotrzebowanie jest dużo większe. Codziennie, od otwarcia do
zamknięcia, ktoś tutaj jest. Dzieci z rodzicami, dorośli niepełnosprawni,
wolontariusze.
Obecnie,
w ramach projektu „Zima razem trzyma” realizowane są zajęcia z arteterapii i
muzykoterapii, działają także pracownie: krawiecka i fryzjerska. - Dwa razy w
tygodniu przychodzą do nas wolontariusze, wśród nich psycholog i logopeda. Od
niedawna w ramach wolontariatu mamy także masaże, które cieszą się dużym
zainteresowaniem naszych podopiecznych. Prowadzone są grupy wsparcia, a
rodzice, którzy przyprowadzają dzieci mogą zostać, porozmawiać, wymienić się
doświadczeniami.
Podopiecznych
przybywa, pomysłów na dalszą działalność nie brakuje. Jeśli już czegoś w
„Bezpiecznej przystani” brakuje, to pieniędzy. Największy wydatek to opłata za
wynajem lokalu. Ze składek członkowskich niewiele da się zrobić, pierwszy
większy projekt jest realizowany ze środków przekazanych przez Starostwo. A co
dalej, gdy skończy się projekt i tym samym skończą się pieniądze? - Jak nam
czegoś brakuje, to któryś z rodziców idzie do sklepu i kupuje - opowiada
wiceprezes Milczarek. - Kawę, herbatę czy cukier przynosimy z domu. Wszystko
musimy zrobić własnymi siłami. Dlatego zbieramy nakrętki, żeby mieć pieniądze
na opłacenie terapii - pani Bożena pokazuje stojący pod biurkiem worek
wypełniony nakrętkami. - Trudno sobie nawet wyobrazić, jak dużo trzeba
nazbierać plastykowych nakrętek. Za kilogram płacą w skupie złotówkę, żeby
zarobić tysiąc złotych musimy zebrać tonę! Nasze pudełka na nakrętki stoją w
szpitalu koło kiosku i w Zespole Szkół nr 2 w Kobyłce. Z tą szkołą współpracuje
nam się bardzo dobrze, ostatnio przekazała nam zeszyty, leżą na tej półce.
„Bezpieczna
przystań” istnieje dzięki determinacji rodziców niepełnosprawnych dzieci oraz
pomocy życzliwych osób. - Bardzo wspiera nas pan Zbigniew Paziewski, wołomiński
radny, ostatnio na-et przyprowadził znajomego, który zrobi nam daszek nad
wejściem, lada moment może spaść śnieg. Z konkretną pomocą przyszedł pan
wicestarosta Konrad Rytel, jesteśmy za to bardzo wdzięczni. Gdy musieliśmy
przenosić grzejniki wraz z całą instalacją, to pomógł nam pan Andrzej. Od
SKOK-u Wołomin dostaliśmy plecaki i dużo różnych gadżetów z przeznaczeniem na loterię.
Wsparło nas także Wojsko Polskie. Bez takich ludzi naprawdę niewiele moglibyśmy
zrobić - opowiadają rodzice.
Choinka
marzeń
Świetlica
prowadzona przez Fundację „Bezpieczna przystań” znajduje się w dobrym miejscu:
w centrum miasta, w budynku z osobnym wejściem, pozbawionym barier
architektonicznych. To ważne, szczególnie wtedy, gdy przychodzą osoby
niewidome. Podopiecznych cały czas przybywa, a wkrótce będzie ich jeszcze
więcej. Kolejne osoby skończą 25 lat, opuszczą ośrodki lub szkoły. - Jesteśmy
nową fundacją, dlatego potrzebujemy wsparcia. Jeżeli otrzymamy pomoc finansową
na opłaty i bieżące wydatki, to przetrwamy. Bo nie wyobrażam sobie, żebym miała
powiedzieć osobom niepełnosprawnym, że trzeba zamknąć fundację. Mnie to przez
gardło nie przejdzie, bo to, co zostało tutaj stworzone, tego się nie da opisać
- mówi wiceprezes Bożena Mielczarek. - Chcemy dalej prowadzić zajęcia ze specjalistami,
z psychologiem, logopedą, żeby nasi podopieczni mogli, w miarę swoich
możliwości, wchodzić na rynek pracy.
Na
przedstawienie „Zima razem trzyma” przygotowano specjalną choinkę z marzeniami
podopiecznych fundacji. Zamiast bombek na każdej gałązce zostanie zawieszone
marzenie. Jakie są marzenia osób niepełnosprawnych?
Krzysiek
ma 25 lat, jest niewidomy. Skończył studia, jest tłumaczem języka angielskiego,
bardzo inteligentny, bez pracy. Mówi: - gdyby nie fundacja, siedziałbym w domu
w czterech ścianach a tutaj wiem, że żyję.
Łukasz
ma 30 lat, był zdrowy, ale całe jego życie zmienił wypadek komunikacyjny.
Stracił wszystko, co miał, teraz w świetlicy spotkał nowych przyjaciół.
Marcin,
35 lat, pod opieką mamy. Wstaje o piątej rano, ubiera się i chce iść do
świetlicy.
Łukasz
nie może mówić, ale pokazuje, że w świetlicy jest fajnie. Tomek nie chce wracać
do domu, mówi mamie: „Ja tu zostaję”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz